Mamy wielką przyjemność oficjalnie przedstawić książkę „Gdyby”, autorstwa Wandy Majewskiej, wydaną przez Centrum Biznesowe “Info”. W artykule znajdziesz m.in. opis publikacji, wybrane fragmenty oraz linki do strony książki na Facebooku oraz do kupna książki i e-booka „Gdyby”.

Strona książki na Facebooku

Książkę kupisz TUTAJ

„Gdyby” to historia polskiej rodziny z Białostocczyzny, deportowanej na pięć lat do ZSRR. Przedstawione w książce zdarzenia miały miejsce naprawdę, a dotyczą zesłania rodziny autorki. Akcja książki obejmuje pięć lat: trzy lata zsyłki w republice Komi ASSR w rejonie Syktywkaru, w posiołku (osadzie dla osiedleńców specjalnych) Wierchnij Karnanajol (używana jest również nazwa Karnajol), oraz dwa lata w rejonie Woroneża.

Książka powstała na podstawie autentycznych zdarzeń, choć zapewne przefiltrowanych przez wyobraźnię, emocje i czas. Poprzez pryzmat losów polskiej rodziny z Białostocczyzny, Wanda Majewska próbuje pokazać uniwersalne prawdy o ludzkim okrucieństwie, o sile przetrwania i o podstawowych wartościach moralnych w obliczu niewyobrażalnej próby jaką zgotował ludziom los. Wraz ze śmiercią świadków prawda o tych strasznych latach odchodzi powoli w niepamięć. Dlatego świat powinien ciągle na nowo dowiadywać się o tym, co czuli zesłańcy, gdy w zamkniętych wagonach jechali w nieznane. O czym myśleli, gdy wykonywali katorżniczą pracę. Czy głód był dla nich usprawiedliwieniem kradzieży, donosicielstwa, sprzeniewierzenia? Czy sytuacja, w jakiej się znaleźli, pozwalała na przeżywanie jakichkolwiek ludzkich uczuć poza wolą przetrwania?

W książce oprócz relacji z zesłania nie zabrakło opisów niesamowitej, rosyjskiej przyrody, widzianej oczami głównej bohaterki.

Wszystkie opisane zdarzenia są zgodne z faktami historycznymi, popartymi dodatkowymi wyjaśnieniami.

Przede wszystkim jednak książka opowiada o niezwykłej sile dwudziestodwuletniej dziewczyny – kobiety, ograbionej z pięciu lat, które na zawsze zmieniły jej życie.

W tych tragicznych chwilach wszystkie oczy są zwrócone na bohaterską Ukrainę. Tysiące Polaków organizuje pomoc dla naszych sąsiadów, a słowo wojna jest odmieniane przez wszystkie przypadki. Tak jak osiemdziesiąt lat temu, tak i teraz nie możemy tego zrozumieć i pojąć. Wojna – to dzieło ludzi. O tym, co dzieje się z ludźmi w czasie wojny, opowiada książka „Gdyby”.

Autorka książki – Wanda Majewska

Wybrane fragmenty książki:

Pogrzeb odbył się pod wieczór. Gdy opuszczaliśmy trumnę do grobu, słońce oświetliło cerkiew dokładnie pod takim samym kątem, jak wtedy, gdy po raz ostatni siedział przed chatą, a ja mocno wierzyłam, że koniec jeszcze nie nadszedł. Przez jedną chwilę wydało mi się, że widzę go siedzącego na tym samym pieńku i spoglądającego w niebo. Wiatr odchylił gałęzie drzewa, słoneczna poświata oślepiła mnie na moment. Przymknęłam oczy, kiedy je otworzyłam, ojca już nie było. Obłożyliśmy mogiłę kamieniami, a w kopczyk włożyliśmy drewniany krzyż. Spojrzałam jeszcze raz dookoła. Tak – pomyślałam. Pod osłoną tego dużego, rozłożystego drzewa i w towarzystwie Kapitona Stankova będzie ci bezpiecznie. Na kołchozowym cmentarzu nie ma drzew, które tak lubiłeś.

Głód – to okropne uczucie ssania w żołądku – nocą atakował jeszcze mocniej niż za dnia. Często miewałam senne majaki, wydawało mi się, że na stole leży chleb, kiełbasa, cukierki i owoce. Innym razem wyraźnie czułam zapach zupy. Za każdym razem była jednak jakaś przeszkoda, aby skosztować tych rarytasów. A kiedy już prawie po nie sięgałam, już prawie miałam je dotknąć, budziłam się zlana potem…

Nigdy nie zapomnę, jak wyjrzałam po raz pierwszy przez zakratowane okienko naszego wagonu i zobaczyłam na zakręcie, jak długi jest nasz pociąg. Ciągnęły go dwie lokomotywy – z przodu i z końcu składu. Ostatni wagon wyglądał jak pudełko zapałek. Pomyślałam wtedy: Boże, ile osób tu jedzie – tysiąc, półtora?

– To prawda, ukradłam sześć ziemniaków! Ukradłam, bo jestem głodna. Wszyscy jesteśmy głodni… – przełknęłam ślinę. – Ale nie jestem złą pracownicą. Przebieram ziemniaki bardzo szybko i dokładnie. Szybciej niż inni. Nigdy jednak nie dostałam wyższej normy.

 – Ty horoszo rabotajesz’? (Ty dobrze pracujesz?) – zapytał priedsiedatiel.

– Da, oczien’ horoszo (Tak, bardzo dobrze) – potwierdziłam.

– My prowierim (My sprawdzimy) – odpowiedział z taką pewnością, jakby z góry założył, że to nie jest możliwe. Po czym wydał jakieś polecenie urzędnikowi.

Dotknęłam maszyny tak, jakbym chciała się z nią pożegnać. Siostra ukradkiem ocierała łzy. Chłopcy podnieśli ją do góry, aby załadować na skrzynię. Dziadek Anfisy dał ręką znak, że chce coś powiedzieć. – Eto horoszaja maszina, no ona mnie nie nużna (To dobra maszyna, ale nie jest mi potrzebna). Podniosłam głowę. Spojrzał na mnie badawczo.

 – Ty zapłatisz’mnie, kogda u tiebia budut den’gi (Zapłacisz mi, gdy będziesz miała pieniądze). Patrzyłam to na Anfisę, to na niego. Udało mi się tylko wydukać

 – Spasibo! (Dziękuję!)

Staruszek uściskał wnuki, wsiadł do sań i życząc zdrowia odjechał.

Nasza żywicielka została z nami.

Strona książki na Facebooku

Książkę kupisz TUTAJ