Na pewno uczestniczyliście w niejednym wydarzeniu rozrywkowym – czy to w klubie, czy na zabawie okolicznościowej – w którym całą imprezę prowadziła i dopełniała wszelkich starań, byście się bawili jak najlepiej, jedna osoba. Tą osobą jest DJ.

Moja przygoda z muzyką rozpoczęła się już w latach szkolnych. Dwa razy w roku w szkole organizowane były dyskoteki. Na początku jako uczestnik nie opuszczałem ani jednej, gdyż bardzo je lubiłem i uwielbiam zresztą aż do dziś. Zawsze starałem się zaglądać na stanowisko z konsolą, aby zobaczyć, jaki sprzęt jest w danym momencie używany. Poza tym podglądałem różne techniki grania. Właśnie w tym okresie zapragnąłem, by dostać się właśnie tam, w to miejsce, i móc samemu poprowadzić imprezę. Wówczas prowadzili je koledzy ze starszych klas i nie było to możliwe, ponieważ ustawiała się do tego kolejka chętnych. W każdym razie cel został jasno określony…

Na początku postanowiłem zacząć od apelów szkolnych. Pomagałem już wcześniej zaangażowanym kolegom w rozstawianiu sprzętu czy podłączaniu głośników w zastępstwie za jednego nieobecnego (do apelów były przydzielane dwie osoby). Co apel zwiększałem swoją wiedzę techniczną. Wreszcie nadszedł ten moment, kiedy starsi uczniowie opuścili mury szkoły, a sama dyrektor gimnazjum (pani Jolanta, którą serdecznie przy tej okazji pozdrawiam!) zaproponowała mi prowadzenie dyskoteki szkolnej. Był to dla mnie przełom i spełnienie małego marzenia. Zadałem sobie wówczas pytanie, dlaczego nie pójść dalej?!

Mijały miesiące i lata. Nadszedł czas technikum, matury oraz egzaminów zawodowych. Temat DJ-owania na jakiś czas zszedł na dalszy plan, lecz nadal w domu tworzyłem muzykę; bawiłem się nią w każdej wolnej chwili. Za zaoszczędzone pieniądze zakupiłem sprzęt: światła i nagłośnienie. A uwierzcie mi – nie były to rasowe LDM-y, Macki czy HK! Sam statyw do oświetlenia wykonaliśmy z dziadkiem z aluminiowych rurek gazowych zakupionych w markecie.

Z czasem zaczęły się pojawiać drobne zlecenia od znajomych, którzy wiedzieli, czym się zajmuję. Częstotliwość tych zleceń nie była porażająca: raz w miesiącu, czasami dwa, a gdy były trzy, to skakałem z radości. Za środek transportu służył mi wtedy Fiat Cinquecento. Nie lada wyczynem było spakowanie do niego całego zaopatrzenia. Gdy już mi się to udawało, samochód wyglądał, jak dobrze poukładany panel z Tetrisa. Mimo to nie brakowało mi zapału i chęci do pracy, choć zyski były znikome. Moment! Czy ja napisałem zyski?! Ha ha!

Po ukończeniu szkoły zacząłem pracować (na etacie) i pojawiły się dla mnie nowe możliwości. Wyprowadziłem się z mieszkania rodzinnego, a za odłożone pieniądze kupiłem nowy sprzęt. Łatwo nie było, lecz musiałem iść do przodu. A to wszystko w wieku 20 lat!

W pewnym momencie otrzymałem zlecenie, w którym liczba gości przekraczała możliwości mojego nagłośnienia. Po krótkim namyśle wrzuciłem ogłoszenie do sieci, w którym wyrażałem chęć wynajmu sprzętu. Zgłosił się do mnie Paweł z miejscowości, w której mieszkam. Do dziś współpracujemy, a liczba zleceń oraz zadowolonych klientów wzrasta.

W czerwcu 2017 roku podjąłem decyzję o założeniu działalności gospodarczej. Obecnie łączę ją jeszcze z pracę na etacie, lecz wierzę, że z biegiem czasu zajmę się w 100% branżą rozrywkową, realizując kolejne projekty.

Opowiem Ci teraz zabawną historię, która mnie spotkała podczas realizacji jednego z „osiemnastkowych” zleceń, a mianowicie. Było to piątkowe chłodne popołudnie, kolejny dzień i nowe zlecenie na „osiemnastkę”. Zaparkowałem pod restauracją, wysiadam z auta i idę do środka. Wchodzę i rozglądam się. Na pierwszy rzut oka nic nie wzbudziło moich podejrzeń, ponieważ na wprost zobaczyłem bar i kasę oraz obsługę. Spojrzałem w lewo i moim oczom ukazał się człowiek, który już w połowie był rozłożony ze sprzętem; rozstawił głośniki, światła i właśnie skręcał statyw pod konsolę. Na początku zgłupiałem i pomyślałem, że pomyliłem lokale! Sprawdziłem wszystko jeszcze raz. Zgadza się. Druga myśl, która mi przyszła do głowy, to że może są tu dwie imprezy jednocześnie?! Nie, coś tu jest nie tak! Po rozmowie z obsługą zweryfikowałem dane firmy – zgadzały się. Zadzwoniłem do klientki i opisałem jej zastaną sytuację. Co się okazało? Klientka pomyliła DJ-ów! Mimo iż korespondowała drogą mailową tylko ze mną, telefonicznie skontaktowała się w ogóle z kimś innym, nie mając pojęcia o swojej pomyłce. W tej sytuacji uratowała mnie spisana wcześniej umowa, bo moglibyśmy sobie tak stać i grać w „sim sam sum”, kto wziąłby to zlecenie. Ot, taka przestroga.

Sama profesja wymaga stałych uaktualnień i bycia na bieżąco w kwestii repertuaru muzycznego, a sprzętu nigdy nie jest za wiele. Wciąż pojawiają się nowe rozwiązania, lepsze niż dotychczas.

Określ cel i stale do niego dąż. Nawet jeśli byłoby to pół kroku dziennie. Dziękuję Ci za poświęcony czas na przeczytanie tego tekstu!

 

Autor: Michał Gutmajster

Profil facebookowy autora: https://www.facebook.com/djmikepoland/

***

Od redakcji Centrum Biznesowego „Info”: Michał Gutmajster jest autorem biogramu Armina van Buurena w książce „Mistrzowie, czyli 101 inspirujących historii sukcesu”. Książkę można już od jakiegoś czasu zamawiać na www.sukces.pl/101 w rewelacyjnej cenie 11,5 zł.

Fot. Archiwum i profil facebookowy Michała Gutmajstera.